W maju 2017 odwiedziłam Chiny, a konkretnie Pekin, ze wszystkimi moimi Panami. Pekin zaskoczył nas czystością, otwartością i życzliwością. Tam wszystko jest uporządkowane, wszystko ma swoje miejsce i każdy człowiek jest ważny. Starsi ludzie pracują i są szanowani. Nie ważne, czy ktoś kieruje autobusem czy zamiata ulice - szanują go wszyscy.
Chińczycy chętnie spędzają czas w parkach tańcząc, ćwicząc Tai Chi, grając, malując, kaligrafując czy śpiewając.
Natomiast bardzo zaskoczył nas brak herbaciarni na każdym rogu ulicy. Spodziewaliśmy się, że to będzie oczywiste, że pysznej herbaty się napijemy na miejscu. Niestety, rozczarował nas kolega, Marcin, który będąc w Pekinie rok przed nami nie trafił na żadną herbaciarnię. Przed wyjazdem zrobiłam poszukiwania herbaciarni w Pekinie, znalazłam jedną, ale po krótkiej korespondencji z przemiłą Panią dowiedziałam się, że owa herbaciarnia jest już zamknięta. Pozostało nam szukanie w ciemno już na miejscu.
Czwartego dnia w Pekinie, nad jeziorem Qianhai, niedaleko Jinding Bridge znaleźliśmy herbaciarnię :) I to był najbardziej magiczny moment, kiedy usiedliśmy, wybraliśmy swoją herbatkę i miła Pani nam ją zaparzyła, podała a my mogliśmy się delektować tym smakiem :) Powiem szczerze, że dla tej chwili warto było przemierzyć 8000km i napić się tej herbaty :) Żadna inna zielona herbata nie smakowała tak, jak tamta :) W tym momencie mogłabym powiedzieć "Trwaj chwilo, jesteś piękna".
Etykiety: Azja, Chiny, herbata, Pekin, podróż rodzinna, podróż z dziećmi